Przyszła w końcu moja sukienka. Z Dalekiego Wschodu aż szła! I nawet odchudzać się do niej nie muszę, bo największy dostępny rozmiar wzięłam na wszelki wypadek. Wszelki wypadek okazał się za wszelki, bo nie dość, że nie muszę się odchudzać to mogę nawet sobie przytyć i nadal się w nią zmieszczę.
Koronka nie zgadza się ze zdjęciem, jest inna, brzydsza, ale nadal ładna. Kolor za to się zgadza i uważam to za sukces (sprzedającego oczywiście, że mu się tutaj nie pomyliło) 😉
No nie jest źle 😀 Ta ze zdjęcia to dla mnie 100 procent piękności – zawsze uwielbiałam koronki. Moja w realu ma jakieś 25 procent piękności. Jak ubiorę to procent piękności jeszcze trochę się obniża do około 12 procent. Zatem przy najbliższej okazji wyjściowej prawdopodobnie będę wyglądała jak 12 procent z miliona dolarów. Mówiłam, że nie jest tak źle!