Wracamy do normalności… albo raczej do codzienności, bo trudno mówić o normalności u nas ostatnio. Dojrzewająca 12-latka robi wszystko inaczej niż do tej pory i inaczej niż my chcemy. Kaleka w domu też daje w kość. Fizycznie za wiele zrobić nie może, za to daje upust wyobraźni, a że zawsze wyobraźnię miał, teraz ze zdwojoną mocą tworzy, planuje i ulepsza nam życie. Temat minimalizmu znów powrócił. Lubię minimalizm we wnętrzach, ale nie w moich. Trochę ponarzekałam, że ciągle schylam się do zmywarki i albo ją ładuję, albo rozładowuję i tak w koło, codziennie – usłyszałam o minimalizmie. Zostaw 4 talerze i 4 kubki, resztę wyrzuć, oddaj, sprzedaj, będzie super i każdy będzie mył swój talerzyk jak będzie chciał zjeść. Nie będziesz musiała używać zmywarki. Ha! A następny krok to będzie pozbycie się zmywarki, skoro nie będzie używana?
Poleciałam do Polski po dzieci, a jak wróciłam czułam się jakbym została na dobre wyprowadzona z domu. Nie ma moich kapci, nie ma kosmetyków, nie ma świecznika na półce, wazonu, torebki nie wiszą, kalosze nie czekają na deszcz. Czysto było i minimalistycznie owszem i nawet ten widok cieszył, ale wolę metodę małych kroczków i tylko świecznik nie wrócił na swoje miejsce.
Przez najbliższe 10 miesięcy, rytm w domu i trochę normalności będzie dyktowała szkoła. Powoli wchodzimy w ten rytm. Powoli.