Na moich zdjęciach z podstawówki i szkoły średniej, nie było nic innego jak tylko człowiek. Robiłam zdjęcia w klasie, na przerwie, w internacie, siostrze jak sypała kwiatki, siostrze jak miała Komunię Świętą, kuzynostwu jak przyjechali nową syrenką na tle syrenki, kuzynostwu jak przyjechali nowym fiatem na tle fiata, na cmentarzu w każdą rocznicę śmierci Taty (wszyscy ustawiali się przy pomniku z białego marmuru i nie ważne, że to 5 rocznica śmierci była – zawsze byli smutni), na uroczystościach rodzinnych, na przedstawieniach szkolnych, w ubikacji szkolnej, gdzie popalały pierwsze papierosy koleżanki (ja nie paliłam, bo robiłam zdjęcia), robiłam zdjęcia mamie w czasie kłótni ze mną i siostrze z nową lalką, albo wtedy, gdy jej obcięłam włosy i mi nie wyszło.
Około 1988/89 roku pojawił się u mnie kolor!!!! Pochodził z NRD-owskiej kliszy ORWO. Jaki to był kolor wie każdy, kto cokolwiek fotografią się interesuje. Wszystko było zółto-zielono-brązowe, a niebieski, piękny, duży fiat wujka prosto z fabryki FSO, sfotografowany wyglądał na sraczkowaty.
W1992 roku skończyłam szkołę średnią, czasy robiły się coraz bardziej kolorowe -światowe i zachodnie – i w związku z tą nowoczesnością kupiłam najgorszy aparat jaki w życiu miałam – czarną, śmierdzącą tandetnym plastikiem, chińską małpkę. Zdałam maturę, wyjechałam do Wrocławia. Lechu podczas wakacji nad morzem, zostawił na ławce swojego Zenita – gdy wrócił po chwili nie było już Zenita.
We Wrocławiu byliśmy bardzo zajęci (również sobą), a zdjęcia z tamtego czasu to jedynie akty, które tak gdzieś schowałam, że sama ich znaleźć nie mogę. Dziś z chęcią zobaczyłabym „pięknych dwudziestoletnich” 😉 Coś tam jeszcze było w dniach większych imprez i wydarzeń, ale to tak na szybko, pstryk pstryk , trochę wakacji, trochę tego i owego.
Autoportret z Londynu.