Kupiłam sobie czasopismo kobiece. Artykuły w tym czasopiśmie podobały mi się kiedyś, dawno. Z pasją czytałam. I cały miesiąc czekałam na nowy numer. Wszystko, co tam wtedy przeczytałam wydawało mi się takie nowoczesne, każda strona była powiewem wielkiego świata, nieosiągalnego dla mnie. Mieszkałam w miasteczku i ogarniałam jego 26 tysięcy mieszkańców. Wszystko było znane, zwykłe, kilka razy odwiedzone, stare i zaściankowe. A co miesiąc czytałam o innej modzie niż ta, którą widziałam na moich ulicach, o centrach handlowych, które zaczęły powstawać tam, a jeszcze długo, długo nie było ich u mnie, o innych kobietach, niezależnych i samowystarczalnych…….. Zmieniło się, kiedy wyjechałam do Wrocławia. Dużego miasta, z klubami, koncertami, kinami i wciąż nowymi twarzami na mieście. Kiedy stałam się częścią takiego świata, przestałam mieć na jego punkcie obsesję. I w końcu mogłam przestać chłonąć bezkrytycznie wszystko to, co wchłonął papier w warszawskiej drukarni. Najpierw zauważyłam partykularny charakter pisma, artykuły zaczęły mnie drażnić. Dziś jeśli czytam, to tylko by się przekonać, że nic się nie zmieniło. A dlaczego w ogóle zaglądam?? Szata graficzna mnie uwodzi, zawsze mnie uwodziła, artykuły o modzie, nowinki kosmetyczne, zdjęcia produktów – tak, to lubię……A cała ta ideologia gender – do śmieci.