Czyli dlaczego mam tyle zdjęć, że ciężko będzie kiedykolwiek, komukolwiek to obejrzeć. Bo lubię! Lubię robić, mieć, oglądać, przeżywać chwile jeszcze raz – od zawsze – od kiedy pamiętam. A pamiętam to tak.
Dawno, dawno temu byłam prowadzana do fotografa. Na pół roczku, bo taka silna byłam i tak pięknie stałam jak mnie postawili. Do tej pory mam mocne nogi 😉 Na roczek, bo dmuchałam świeczkę na torcie i miałam piękną sukienkę. W 1974 roku piękna sukienka to sukces całej rodziny. Ciocia załatwiła materiał, inna Ciocia uszyła. Inna opcja to sukienka dla Asi przywieziona z NRD – istny szał !
Później urodziła się kuzynka i ona też miała pół roczku i roczek itd… i ją też prowadzali do fotografa, a mnie stawiali obok.
Jeszcze później urodziła się moja siostra. I wszystko od nowa, tylko fotograf miał więcej twarzy na zdjęciu do retuszowania. Następnie moja Komunia. Do fotografa idziemy wszyscy, ja w roli głównej i znów w sukience, z której dumna była połowa rodziny. Materiał udało się załatwić śnieżnobiały, a inne dziewczynki miały „tylko” kremowy. Do tego wszystkiego miałam gromnicę z białego wosku, przywiezioną ze stolicy województwa przez inną Ciocię. Wszyscy inni mieli gromnice „tylko” z żółtego wosku. Jak się okazuje, biel była bardzo pożądana i trudno dostępna w latach 80-tych 😉 Pamiętam doskonale westchnienia zadowolenia jak to Asia pięknie wygląda w tej białej sukni, białej, prawdziwie białej, takiej śnieżno-białej. Śmieszne to i powinno być nieważne, ale może to kwestia czasów. Zdobywanie i walka o produkty. W każdym razie cieszyli się wszyscy i podziwiali i dobrze to pamiętam, więc może warto było. 😀
Wracam do tematu, bo jak zwykle jestem już gdzieś daleko. Sukienki oczywiście, ahhh.
Po Komunii okazało się, że dostałam piękne prezenty w postaci gotówki głównie, aż za dużo, jak na moje potrzeby wtedy, ale nie dostałam aparatu. Ale!!! Aparat dostała moja koleżanka z klasy – Dorota i zrobiłyśmy interes. Myślałam, że pieniądze z Komunii są naprawdę moje i wzięłam część z tajemnego schowka mamy. Zapłaciłam za aparat i już go miałam. Później się okazało, że nie wolno mi było ruszać tych pieniędzy i była draka! Ale aparat został. To była moja pierwsza Smiena 8M. Wtedy zaczęło się robienie zdjęć. Na kliszę składałyśmy się w klasie z dziewczynami , które chciały być obecne na moich zdjęciach, na wywołanie też się składałyśmy. Oczekiwanie na zdjęcia, chodzenie do fotografa, czy już nasze zdjęcia gotowe, czy już się suszą. To była magia kliszy. Wtedy też pierwsze warsztaty u fotografa z retuszowania miałam. Byłam zafascynowana. I tak na Smienie i czarno-białych kliszach do końca podstawówki jechałam … cdn