Zdaje się, że to ostatni taki wieczór po pięknym lecie tego 2018 roku. Lecie, które zmieniło oblicze Irlandii. Zielona wyspa tego lata była żółta. Żółty był nawet alert pogodowy i obowiązywał w związku z suszą w całej Irlandii 😀
W tym roku mieliśmy alertów pogodowych już trochę, a to z powodu zimy i tego że spadł śnieg, ze dwa z powodu wichury a nawet huraganu i ten, o którym wyżej z powodu ….pięknego lata.
Na zdjęciach las w okolicy Glasson, grzybów w nim ni ma.
Lough Boora Jeśli tylko nie pada spacer tutaj jest idealny. Miejsce gdzie sztuka i natura spotykają się i tworzą niesamowitą symbiozę. Rozległy teren 20 hektarów z różnymi trasami, możliwość wypożyczenia rowerów, kawiarnia. Spokój, cisza. Rewelacyjne miejsce, godne polecenia.
Dobrze się bawiliśmy cały dzień w Birr, aż pod koniec, kiedy pomyślałam o powrocie przypomniało mi się, że biletu z parkomatu nie włożyłam za szybę samochodu. Dokładnie przypomniało mi się jak to wyglądało kiedy przyjechaliśmy na parking. Trochę poniewczasie ta retrospekcja, ale jednak pamięć mam dobrą – chociaż czasem nie wiem gdzie ona jest. Dobra i nie wiadomo gdzie? Hmm
W parkomacie wydrukowaliśmy bilet, wydrukowaliśmy, bo koniecznie Leon chciał poprzyciskać co się dało i osobiscie bilet wyciągnąć. Zrobił to, bilet mi przekazał, włożyłam go do kieszeni i poszliśmy. To był pierwszy błąd, że bilet wylądował w kieszeni a nie za szybą, ale dalej… Weszliśmy do
kupiliśmy bilety wstępu, bilety schowałam do kieszeni znów, a bilet z parkingu wyciągnęłam i już zaczełam się rozglądać za pierwszym koszem na śmieci, by się go pozbyć. Pierwszy kosz był tuż obok i właśnie tam wyrzuciłam bilet parkingowy.
Wieczorem przy decyzji o powrocie wszystko się przypomniało. Wiedziałam już, że biletu nie mam, wiedziałam gdzie jest, nawet zaszliśmy do tego śmietnika, ale nikt nie chciał zanurkować. Była jeszcze szansa, że na parkingu, parkingowy nie odwiedzi naszego samochodu. Niestety odwiedził, i skończyło się mandatem a przecież za parking zapłaciłam! I to za cały dzień postoju!
A Birr piękne w słońcu, dla maluchów plac zabaw, spacer dla starszych, małe centrum nauki, techniki dla dociekliwych. Niestety wnętrza zamku słabo dostępne, bo tylko na zapisy plus całkowity zakaz zwiedzania zamku dla dzieci poniżej 12 roku życia 😀 No tak – takie dzieci poniżej 12 roku życia to przecież niesamowite szkodniki są. Zamek w Roscommon niech sobie zwiedzają, tam tylko fragmenty murów zostały, więc mogą zwiedzać. Ale zamek w Birr…. nie dla dzieci! 😉
Newcastle HouseLetni spacer w lesie, którego już za chwilę może nie być, bo właśnie tutaj powstanie coś takiego. Rozumiem, że trochę lasu będzie trzeba wyciąć. Więc spacerujemy póki można.
„Gazebo” konstrukcja stoi na szczycie wzgórza Lacken, na tyłach zamku Lacken. Prawdopodobnie wzniesiona w drugiej połowie XVIII wieku. Historia nie jest pewna, więcej przypuszczeń niż pewności. Stąd w pogodny dzień można zobaczyć góry Killybegs w Donegal, albo Ben Bulben, Sligo i Knocknarea. Doskonały punkt widokowy, widzimy zatokę i ląd przez wiele kilometrów.
Wakacje naszych dzieci zaczęły się w czerwcu, ale nic z tego. Zaraz jak wakacje zaczęły się od szkoły irlandzkiej, zaczęła się też nauka do szkoły polskiej. Egzaminy ustawione z premedytacją na koniec sierpnia, co oznacza całe irlandzkie wakacje uczymy się polskiej szkoły. Może nam dzieci kiedyś to wybaczą 😉
Ale jak tylko egzaminy zostaną zaliczone, będziemy mieli jeszcze 10 dni do rozpoczęcia nowego roku szkolnego w Irlandii i wtedy wakacje będą, wypasione – jakie tylko będą chciały – taką mamy umowę.
Tymczasem nauki dużo, ale weekendy nasze! Prostujemy kręgosłupy nad oceanem, czyli jesteśmy na trasie Wild Atlantic Way. Jak jeszcze oficjalnie trasy nie było, to też na niej byliśmy. Teraz jest pięknie oznaczona, świetne logo, dobra promocja, bardzo mi się podoba. Bardzo mi się podoba całe wybrzeże, Irlandia bardzo mi się podoba – po prostu! Pal licho pogoda!
Dzień, noc i znów dzień na plaży Lacken Strand. Odpływ, przypływ i znów odpływ. Mała plaża, wielka plaża. Dziewicza, malownicza, na uboczu, cisza, przestrzeń. I dalej trasą WAW jedziemy zobaczyć Downpatrick Head. Miejsce owiane legendą, jak to często w Irlandii, a związaną ze Świętym Patrykiem – jeszcze częściej 😀
Na pewno jest to piękny przylądek. Szum fal, które rozbijają się o klify. Ziemia i Ocean. Ląd i woda. Trochę przerażająco, by spoglądać w dół. Zbliżamy się do krawędzi klifu i oto jest! Pazur Diabła.
Oprócz legendy istnieje również bardziej racjonalna teoria na temat oddzielenia tej części lądu. To efekt niszczycielskiego sztormu z 1393 roku. Skłaniam się ku tej wersji, chociaż lubię te legendy, baśnie, opowieści i irlandzką promocję.
Oczywiście nie mogło zabraknąć i owieczek- jest trawa jest owca.
Barley Harbour – kamienny port, wspaniałe i spokojne miejsce z widokiem na zatokę Elfeet, jezioro Lough Ree i na wyspę Inchcleraun. Biwakowanie idealne.
„Odczytywał sobie hiszpańską gazetę (…) lub newyorskiego „Heralda” (…) i szukał w nich wiadomości z Europy. Biedne stare serce! Na tej wieży strażniczej i na drugiej półkuli biło jeszcze dla kraju…”
Ahhh, latarnię…irlandzką moje dzieci widziały, nie jedną. A teraz czas na Latarnika, Sienkiewicza, ale one jakoś niechętne. Młode są i żyją tylko chwilą. Tu i teraz. Ich prawo, ale w tygodniu czytanie Latarnika zorganizuję 😀 Nie mogę się doczekać.
„Siła duetów” „Para jest podstawową jednostką twórczą. W swojej analizie twórczych kręgów, sięgającej od francuskich impresjonistów aż do twórców psychoanalizy, socjolog M. Farrel odkrył, że grupy wytwarzają poczucie wspólnoty, celowości i widownię, ale najważniejsze dzieła jednak rodziły się w parach, jak Claude Monet i Pierre Auguste Renoir czy Zygmunt Freud i Wilhelm Fliess.
Dlaczego? A to dlatego, że prawdopodobnie jesteśmy już tak stworzeni, że potrafimy współpracować otwarciej i głębiej z pojedynczą osobą niż z jakąkolwiek grupą, być może dlatego, że nasza psychika kształtuje się w relacjach jeden na jeden z opiekunami.”
Ciekawe spojrzenie, a tymczasem zwykły spacer, bo nie pada.
po brzuszku, po brzuszku….i odprężyła sięurodziły się też takie maleństwa
Tradycji stało się zadość! W lany poniedziałek zmokliśmy jak trzeba. Tak, to ta chmurka co na zdjęciu z lewej. Podlała nasze panny, pannę Zuzę i pannę Maję, ale jeszcze wydawać ich nie chcemy. Podlała nas wszystkich i jak to w Irlandii jest, poszła sobie. Zaświeciło słońce.
Zwiedziliśmy zamek w Roscommon. Zamek to za dużo powiedziane – ruiny, ale jak sobie wyobrazisz to wszystko, co się tam mogło dziać w Średniowieczu jest bardzo ciekawie.
Roscommon Castle to jeden z największych zabytków architektonicznych Irlandii. Zamek został wybudowany w XIIIwieku przez Normanów na terenie zarekwirowanego przez Anglików opactwa dominikańskiego. Było to pierwsze sto lat angielskiej obecności w Irlandii.Anglo-Normanowie budowali, a Irlandczycy starali się w tym przeszkadzać, więc zamek przechodził z rąk do rąk. Dwukrotnie był zdobywany przez Irlandczyków. Ostatecznie zniszczony w czasach najazdu Cromwella (1690). Tego samego co i Polsce się „przysłużył”. Katolicyzm Polski mu przeszkadzał, hmmm jakie to wciąż aktualne zagadnienie.
Zamek jest otoczony ze wszystkich stron murami i prowadzi do niego tylko jedna brama, jak przystało na średniowieczną architekturę obronną. W każdym z czterech rogów stoją masywne okrągłe baszty. Cały środek ruin zajmuje ogromny dziedziniec. Cicho tu, zacisznie i spokojnie, a tak zacisznie, że aż spłoszyliśmy parę młodziaków z kąta przez przypadek naszego zwiedzania. Ale! „Co się odwlecze, to nie uciecze” 😉
Jeśli tylko uda się, by słońce przebiło chmury nad Irlandią, wtedy jest to jeden z piękniejszych krajów. Przestrzeń, zieleń (w słońcu jest taka soczysta), falujące wzniesienia na horyzoncie, sympatyczne owce przy drodze. Tak, one są takie sympatyczne. Ustawiają się wzdłuż jezdni, beczą. Bardzo sympatyczne stworzenia.Z pogodą nie jest idealnie, ale polujemy na nią. Udało się i tym razem. Kolory Irlandii, wspaniały krajobraz, spokój i nastrój w Ballycroy National Park.Czekamy wcale nie za długo, imponująco zagania taka mądra psiunia, Border Collie.
Corlea Trackway , removal of peat production machinery revealed a great timber roadway which had lain buried in the bog for centuries. Tree ring analysis carried out at Queen’s University, Belfast revealed the trees used were felled late in 148 B.C. or early in 147 B.C and identified the roadway as the only known example in Ireland of an Early Iron Age road.
Do czego potrzebna była im ta droga???? Jeszcze nie wiemy. Pracownik muzeum pokazał nam też znalezione w torfie tydzień temu masło. Możliwe, że też ma 2 tys lat. Widzieliśmy kiedyś takie masło w innym muzeum za szybką, teraz dotykaliśmy. Robi wrażenie.
Mały ogród, a wielkie przeżycie. Pośród japońskiej roślinności pełno jest kamiennych ścieżek, strumyków, wzniesień i mostów.Wszystkie te elementy zostały użyte do tworzenia miniaturowych obrazów przyrody typowych dla Japonii.
Wędrówka przez ogród, jest metaforą wędrówki człowieka przez życie. Podróżnik rozpoczyna swoja drogę przechodząc przez Bramę Zapomnienia, by następnie wejść na szlak szlak wiodący od narodzin do śmierci. Ścieżka, z symbolicznymi nazwami miejsc odnoszących się do do różnych etapów życia jak Tunel Ignorancji, czy Most Małżeństwa, prowadzi go w głąb kwiecistego ogrodu. Podróż dobiega końca na Wzgórzu Żałoby, gdzie człowiek kładzie się na spoczynek w cieniu cedrów- „płaczących drzew”. Stamtąd jego dusza odchodzi przez Bramę Wieczności.
Poruszamy się zaplanowanym szlakiem i czasem, jak w życiu skręcamy na ścieżkę, która prowadzi donikąd, albo jeszcze gorzej… Tutaj symboliczna przepaść dokładnie zabezpieczona, więc bez obawy – w tym ogrodzie możecie błądzić do woli i bez konsekwencji. Spacerując ścieżkami ogrodu japońskiego, nie można nie mieć refleksji na temat naszej własnej drogi. Dzieci z radością wbiegły na Wzgórze Nauki, i prawie chciały wpaść do Studni Mądrości.
Bardzo ciekawa koncepcja ogrodu, bardzo piękna roślinność i świetnie spędzony czas!