Grudniowe popołudnie w Athlone we mgle. Mroźno, wilgotno i nie pada. Mgła za to bardzo gęsta, na granicy mżawki. Miasto tętni życiem, przedświąteczny maraton zakupowy. Z centrum handlowego wyjeżdża karetka, to dowód, że zakupy w takiej wariackiej atmosferze nie są zdrowe.
W parku nad rzeką tylko kaczki, dwa łabędzie i my. Majka kończy semestr, zostały 3 testy do napisania w nadchodzącym tygodniu. Kilka już sprawdzonych i oddanych 😀
Zmrok zapada tu błyskawicznie jak zwykł mówić Bear Grylls, a tak często to mówił w swoich filmach, że przejęliśmy zdanie na stałe. Teraz gdy nam się ściemnia właśnie to mówimy, ale też funkcjonuje w naszym domu w najdziwniejszych sytuacjach.
A dlaczego o tym piszę? Bo na Lanzarote zmrok zapada naprawdę błyskawicznie 😀 Szczególnie dotkliwie obserwuje to fotograf, który zaciera ręce na złotą godzinę, myśli o cudownym krajobrazie, i nagle… ciemno. Zmrok zapada tu błyskawicznie, złota godzina to najwyżej złote 15 minut. Sceneria zmienia się niemal z każdą sekundą.
Mimo tego, Lanzarote pozostaje niezwykła. Pogoda, słońce, tak, tak, już o tym pisałam, jeszcze będę, ale też wszystko inne w niej piękne. Większość jej powierzchni pokrywa zastygła lawa. Lawa jaka wydostała się w XVIII wieku na powierzchnię wyspy, zalewając ponad połowę lądu, nie zmieniła się wskutek erozji zbyt mocno, mimo upływu wielu dziesiątek lat. Miejscami wygląda jakby ciężarówki nawiozły niesamowitą ilość gruzu z budowy lub olbrzymi pług przeorał ją wyrzucając na powierzchnię glinę i kamienie. Jedziemy drogą a wkoło ten ponury, księżycowy klimat. W kindlu kilka książek o Lanzarote, więc na bieżąco czytamy jak to było. Tyle miejsc na Świecie ciekawych i ta siła natury. Niszczy i tworzy…Lawa i nieznośny Leonek
Słońce, słońce i jeszcze raz słońce było głównym celem naszego spontanicznego wyjazdu na Lanzarote. W ciągu zimy to idealne miejsce w Europie, aby złapać trochę słońca. Temperatura wynosi około 25 °C, a woda w Atlantyku jest ciepła. Postanowiliśmy choć na trochę przenieść się w inną rzeczywistość ! Oj, bardzo to inna rzeczywistość do tej, którą funduje nam Irlandia już długi czas.
Udało się, słońce od wschodu do zachodu codziennie, cały pobyt.
Na plaży Papagayo.
W południowej części Lanzarote, nieopodal kurortu Playa Blanca, w którym się zatrzymaliśmy znajduje się jedna z najbardziej popularnych, okrzyknięta najpiękniejszą, plaża tej wyspy. Plaża bajeczna, jak z folderów reklamowych z białym piaskiem, co na wulkanicznej wyspie nie jest takie oczywiste. Woda bardzo czysta, w kolorze szmaragdowym. Idealna dla wdrożenia się w snorkeling i korzystania z bogactw tutejszych głębin morskich. A dla tych co nie wypływają dalej rybki pływają dosłownie pół metra od brzegu zaraz pod powierzchnią wody. Miał zajęcie Leon długi czas, karmił je i łapał.
Dodatkowo całość otoczona jest skałami, przez co wygląda jeszcze ciekawiej . Wielu turystów właśnie dla trekkingu tu przyjeżdża, ja nie miałam butów na tym wyjeździe, także leżałam i leżałam na plaży Papagayo.
Na zdjęciach wyżej można pomyśleć, że byliśmy sami na plaży. Nic z tego. Naczekałam się, by zrobić kilka takich spokojnych ujęć. W rzeczywistości plaża była pełna ludzi, sporo pań opalało się toples. Dosyć to irytujące dla mnie, bo po pierwsze biegała taka oto młoda bez stanika i denerwowała, że tak ma wszystko akurat na miejscu, obok starsza też bez stanika denerwowała, że już nic nie jest jak powinno być. Tak źle i tak niedobrze. Lepiej by jednak założyły te staniki na plaży gdzie 90 procent plażowiczek miało. Tolerancyjny za to bardzo Lechu (bo rozmowa w tym temacie musiała się z mojej woli odbyć natychmiast) stwierdził, że skoro to dla nich naturalne to niech sobie nie noszą staników. No jakie naturalne????? Naturalne jest założyć stanik na cycki!!!! Przecież.