W maju „prawie” pojechałam na koncert Marka Knopflera promujący jego nową płytę „Privateering” – płyta wspaniała, ale nie mieliśmy co z dziećmi zrobić. Koncert był chyba w Szkocji i dwa dni nam były potrzebne. Nie pojechaliśmy, ale może dobrze, bo to dla mnie za mocna dawka emocji. To mój najwspanialszy muzyk, artysta, na samą myśl, że jestem na jego koncercie płakać mi się chce. Oprócz płakania, jakieś szaleństwo we mnie wstępuje, rozsadza mnie ta radość i … nie wiem co robić to płaczę, wyję i przeklinać mi się chce i ogólnie nie radzę sobie z tym nadmiarem szczęścia.
Niedługo w Dublinie Soyka ma koncert. Może uda się upchnąć gdzieś dzieci. Na Soyki koncertach byłam trzy razy – wszystkie na początku lat 90-tych, wszystkie z Yaniną Iwańskim. Było wspaniale – dawali z siebie wszystko, pot się lał po czołach. I znów się obawiam, bo chciałabym usłyszeć utwory z „Acoustic”, „In Concert” ale czuję znów to trudne do wyrażenia szczęście, wspomnienie czasów gdy mieliśmy po 19 lat. Będę ryczała jak głupia, bo to moja muzyka. Ale chcę! Na miły Bóg…….
Tacy byli wtedy a ja rozkładałam utwory na czynniki pierwsze. Nie zasnę dziś za szybko 😉
Play it again
The pain is insane
but you are mine
you are mine