Piazza Duomo, czyli plac katedralny, od siedmiu wieków jest sercem i geometrycznym środkiem Mediolanu. Na nim wspaniała gotycka katedra i inne zabytki. Do katedry wrócę w innym poście, bo spędziliśmy sporo czasu zwiedzając to miejsce. Gdyby czasu było więcej, jestem pewna, że historia wokół katedry wypełniłaby go z łatwością.
Zanim wejdziemy do katedry, atmosfera przed nią, środek Mediolanu, lato, turyści i Mediolańczycy. I gołębie, jak to na dużych placach bywa, ale tutaj tresowane i za pewną opłatą pozujące do zdjęć. Fotogeniczne i niesrające gołębie z Mediolanu.
Apparently Spain, in fact the United Kingdom. We cross the border and suddenly everything is exactly the same as in England – shops, bars, fish & chips, phone booths, English. All but the weather is English. Only the weather barrier on the border has not stopped – the weather is perfect – Spanish! Gibraltar.
Niby Hiszpania, w rzeczywistości Wielka Brytania. Przekraczamy granicę i nagle wszystko jest dokładnie takie jak w Anglii – sklepy, bary, fish&chips, budki telefoniczne, język angielski. Wszystko oprócz pogody jest angielskie. Tylko pogody szlaban na granicy nie zatrzymał – pogoda jest doskonała – hiszpańska!
Gibraltar jest w całości terytorium zależnym od Wielkiej Brytanii o szerokiej autonomii i niezależności. Posiada własny rząd oraz konstytucję i zaliczany jest do rajów podatkowych. Jak przyjemnie jest na Main Street, właśnie z tego powodu. Zapachy z licznych perfumerii kuszą, kremy, balsamy, wszystkie flakoniki takie luksusowe, piękne i tylko te ograniczenia, które wciąż obrażone stoją przed sklepem. Niby mówią rób sobie zakupy, a jednak stoją na zewnątrz i nerwowo przestępują z nogi na nogę. Niby wyposażyły mnie w wakacyjną kartę (z ustnym zapewnieniem – bez limitu), a zaglądają przez szybę wystawy i usta otwierają szeroko, wyraźnie wymawiając – D Ł U G O J E S Z C Z E ? ? ? ? ? ? ? ? Nigdy nie udają mi się zakupy w takich warunkach. Wychodzę ze sklepu z niczym, a tam czekają te głupio-zdziwione miny, że dlaczego nic nie kupiłam? Czas płynie dla nas zupełnie inaczej w takich chwilach. Wpadam w czarną dziurę jak tylko wchodzę do sklepu. To musi być załamanie czasu – dla mnie przyśpiesza, dla nich zwalnia.
Wracając do Gibraltaru. Ten skalisty półwysep leży na południowym wybrzeżu Półwyspu Iberyjskiego na styku Morza Śródziemnego i Oceanu Atlantyckiego. Większość powierzchni tego mikropaństwa zajmuje charakterystyczna, monumentalna Skała Gibraltarska. To wapienny masyw górski – 426 m n.p.m Z jej szczytu rozciąga się niesamowity widok na Cieśninę Gibraltarską i góry Atlas w Afryce.
Gibraltar graniczy na lądzie z hiszpańskim miastem La Linea de La Concepcion , od którego oddziela je zdemilitaryzowana strefa neutralna, gdzie wybudowano pas startowy gibraltarskiego lotniska. Pas przecina ulica, która zostaje zamykana w momencie startu i lądowania samolotu. Przez pas (czyli jednocześnie ulicę) trzeba przejść, by dostać się do Gibraltaru.
Magot – silna małpa. Żyje w Afryce Północnej, niewielka kolonia jest sztucznie utrzymywana na Gibraltarze. Gatunek narażony na wyginięcie. Ląd widziany na horyzoncie to Afryka. Od afrykańskiego kontynentu dzieli Gibraltar zaledwie 14 kilometrów. Gibraltar Botanic Gardens St. Michael’s Cave No cóż, kochamy podróżować ! Czasem ciężko zakończyć dzień na własnych nogach, ale rano będzie znów od nowa, pełnia sił i wycieczka w nieznane 😀
Well, we love to travel! Sometimes it is hard to finish the day on their feet, but in the morning will be again from scratch, full of strength and trip into the unknown
Wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO, Grobla Olbrzyma jest dowodem na to, że natura jest niesamowitą artystką z ogromną i nieograniczoną wyobraźnią.
O istnieniu tego miejsca wiedziałam od lat, a że mam bzika na punkcie symetrii, w życiu codziennym, w architekturze, przyrodzie, tym bardziej zdjęcia Grobli Olbrzyma oglądane w albumach zachwycały.
The Giant’s Causeway to oryginalna formacja skalna na północno-zachodnim wybrzeżu Irlandii Północnej, w hrabstwie Antrim. Niespotykaną strukturę tworzy ponad 37 tysięcy bazaltowych kolumn o tak regularnych kształtach, że wydają się być dziełem człowieka.
Skały powstały w wyniku wybuchu podziemnego wulkanu prawdopodobnie 60 milionów lat temu. Lawa została wypchnięta na powierzchnię ziemi przez szczeliny w gruncie i płynęła wartką rzeką w kierunku morza. Gorąca ciecz ochłodziła się bardzo szybko i zastygła, tworząc bazaltowe graniastosłupy, najczęściej o podstawie sześciokątnej.
Na świecie podobne bazaltowe kolumny występują w Devils Postpile National Monument w amerykańskim stanie Kalifornia i w jaskini Fingal’s Cave w Szkocji. W Polsce podobne formy skalne występują na Kamiennej Górze w Lubaniu.
W ostatnim tygodniu na geografii u Mai – Hollandia. Ona się uczy, ja sprawdzam postępy w tym uczeniu, a razem wspominamy i nieźle się bawimy.
Na zdjęciach Amsterdam. Kanały, rowery, Dzielnica Czerwonych Latarni, coffeeshopy i wiele atrakcji. Zwiedziliśmy dużo, szybciej będzie wymienić, gdzie nie byliśmy – w domu Anny Frank. Poza tym wszystko warte zobaczenia, Amsterdam kusi, zachwyca, wciąga i uzależnia 😉
Listopad jaki jest każdy wie – i w Polsce i w Irlandii. Zbliża się koniec roku – znów jakiś koniec. Pogoda daje więcej czasu na przemyślenia, o tym przemijaniu. Długie wieczory, bo właśnie zegary przestawione i kolejna godzina bez światła. Początkowo kolorowe liście jesieni, teraz zmarznięte i szare opadają. Wspominamy zmarłych. Przemijanie staje się jeszcze bardziej prawdziwe i nic nie można zrobić, bo nic pewniejszego od śmierci w życiu nie ma. Nic! Dekadenckie nastroje to właśnie listopad. Nawet ciężko pakować do walizki sandały, ale jak ten opór zostanie pokonany okazuje się, że listopad może być piękny. Na innej szerokości geograficznej.
Zawsze gdy jestem w Hiszpanii, to oprócz cudownego słoneczka, które niezawodnie ogrzewa mi plecy, cieszę się historią, kulturą Hiszpanii. Ronda jest miastem tak bogatym w to wszystko co lubię, że…dech zapiera. Dosłownie dech mi zapiera, bo widząc na każdym rogu, z przodu, z tyłu coś, przy czym chciałabym zatrzymać się na dużo dłużej, wpadam w dziwne pobudzenie z poddenerwowaniem. Wiem, że nie mam tyle czasu ile mi potrzeba. Upiorny brak czasu na delektowanie się i przeżywanie. Dzieci już patrzą na coś innego, one zazwyczaj patrzą szybciej, intensywniej. Gnają dalej, a ja ciągle z tym niedosytem, opuszczam miejsca, których opuszczać nie chcę i nie chcę.
W Rondzie jest wszystko. Przebogata historia miasta. To jedno z najstarszych miast Hiszpanii, w którym możemy znaleźć ślady wielu cywilizacji, a każda zostawiła w Rondzie, coś od siebie.Iberowie, Celtowie, Grecy, Kartagińczycy, Arabowie, Berberowie – wszyscy chcieli władać miastem, położonym na szlakach handlowych, i jednocześnie na terenie, który był naturalną fortecą – Ronda jest przedzielone na pół głębokim wąwozem El Tajo.
Na dno wąwozu można dotrzeć po schodach – około 360 stopni. Stamtąd najlepiej widać najbardziej charakterystyczny zabytek Rondy – most Puente Nuevo, łączący ściany wąwozu. Zdecydowanie wolę tę perspektywę patrząc na wąwóz. Patrząc na niego z mostu, miałam duszę na ramieniu. Przerażająca przepaść, 160m pionowej, skalistej ściany, otchłań El Tajo…
Za chwilę kolejny mecz – półfinał MŚ. Dziś kibicuję Hollandii, bo to dobra drużyna jest. 4 lata temu w czasie Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej 2010 akurat byliśmy w Hollandii. I akurat pomarańczowi wygrywali. Cała Holandia była pomarańczowa. Radość w miastach, miasteczkach, na osiedlach. Pomarańczowo wszędzie.To był świetny czas też dla nas, bo zawsze dobrze być obok, z, przy, wśród zwycięzców. Nie mogliśmy wtedy nie kibicować Hollandii, zresztą chcieliśmy. Kraj nas oczarował, ludzie, kultura, architektura – wszystko. I owa, widoczna WOLNOŚĆ obyczajowa, też była jakoś intrygująca i dawała dużo do przemyśleń.
Ubolewam z powodu powodzi na Bałkanach. Dziś zdjęcia z Chorwacji. Wcześniejsze wpisy z Bałkanów można zobaczyć tutaj – Bośnia i Hercegowina i Czarnogóra
Mam w albumie takie zdjęcie, jakiego sama nigdy nie chciałabym zrobić, nie chciałabym być na takim zdjęciu. I unikam takich sytuacji, w których mogłoby dojść do zrobienia ww. Kiedyś nie udało się Lechowi i takie zdjęcie pamiątkowe z Teneryfy jest. Schowane tak, by za często go nie oglądać. Co jakiś czas wpadam na nie, zazwyczaj gdy trwają poszukiwania ważnych dokumentów. Ostatnio takim była książeczka szczepień Leona. Książeczka ważny dokument, więc jej nie znalazłam. Wiem że jest, ale jest tak bezpiecznie schowana, że aż nieosiągalna na tą chwilę. Za to, w czasie tych poszukiwań znów zobaczyłam TO zdjęcie. Za każdym razem mamy taki ubaw, bo za każdym razem wyciągam je i każdy dostaje pod nos z moim komentarzem. Wszyscy sobie poużywamy wtedy, i jedynym nieprzyjemnym skutkiem jest moja czkawka, którą zawsze dostaję ze śmiechu. To zdjęcie jest dla mnie teraz tak jak kilka innych rzeczy – trudno mi je polubić, bo to mega kicz, ale przez to, że jest takie okropne dostarczyło tyle emocji, tyle śmiechu. Zdarza mi się myśleć, i nie wiedzieć wtedy – jaki właściwie ja mam stosunek do tego. Bardzo chciałam to zdjęcie tutaj pokazać , już oznajmiłam, że to robię. Lechu się nie zgodził i na dowód tego, że się nie zgadza pokazał mi inne zdjęcie, na którym jest polskie lato, ja 90 kilowa w 9 miesiącu ciąży, ubrana „po domowemu” w spodenkach do kolan w biało czarne pasy, myję naczynia, i rąk mi nie starcza, by przez tą otyłość dosięgnąć zlewu. Zdjęcie do tego z żabiej perspektywy, brzuch prawie zasłania twarz, ale jednak jej nie zasłonił, co jest jeszcze gorsze chyba. Opis wystarczy i jak bardzo bym chciała pokazać Lecha pozującego z papużkami na Teneryfie, to jednak tego nie zrobię.
Powiedz dwa słowa o Malezji- tak szybko, coś najbardziej charakterystycznego, co najbardziej masz w głowie po powrocie. Jaka jest Malezja? Zapytałam przed chwilą Lecha, by napisać tutaj jako zapowiedź większej ilości zdjęć wkrótce. Usłyszałam – Malezja – egzotyczna i tropikalna.
Venice is a kind of magic. Here are the full color power VENICE.
Jest w Wenecji jakaś magia. Jest też tłum turystów, co tej magii chcą doświadczyć, jednocześnie ją burzą w moim odczuciu. I niczyja to wina, każdy ma prawo doświadczać piękna, przyjeżdża i doświadcza, a że na Moście Westchnień nie masz szansy pobyć sam jest tego ceną. Tłumy turystów nie muszą być męczące dla każdego. Są ludzie, którzy właśnie to uwielbiają i traktują jako kolejną atrakcję Wenecji. Daleko nie szukać, dla mojej teściowej tłumy ludzi to życie. Mi trochę przeszkadzały w odbiorze. Poza tym nie mogłam dostrzec Wenecjan, a zawsze szukam tubylców i ich zwykłego życia, w niezwykłym dla mnie miejscu. Ciężko było zrobić zdjęcie wolne od ludzi, a najcudowniejsza architektura, taka jaką uwielbiam błaga o zdjęcia. Wenecja jest niezwykle fotogeniczna. Dziś przy obróbce mam naprawdę ucztę! Powiększam zdjęcia i widzę rzeczy, których nie widziałam okiem. Przeżywam podróż jeszcze raz. Piękne to wszystko, nawet kamienice z odparzonym tynkiem są piękne w Wenecji. I pomyśleć, że tak nie cierpiałam elewacji w nowosolskiej kamienicy, gdzie odpadał nam tynk tu i ówdzie. Oto full color power WENECJA
Wcześniejszy wpis z Wenecji i zdjęcia masek można zobaczyć tutaj Weneckie maski
Ciekawe miejsca, piękne widoki, zabytki, spotkanie fajnych ludzi, których łączy ta sama pasja, trochę adrenaliny, jak się przejeżdża koło czerwonej tabliczki (patrz pierwsze zdjęcie) Pozostałość po wojnie. Na szczęście duża część kraju już rozminowana. Można korzystać z pięknych gór, pogody, różnorodności. A właśnie ta różnorodność – meczety, cerkwie, synagogi, kościoły – bogactwo, ale też źródło konfliktów tamtych regionów. Pamiętam Serbki, które poznaliśmy w 1998 r we Francji. Pracowaliśmy razem, mieszkaliśmy, wieczorami dużo rozmawialiśmy, czas był gorący dla nich, a relacje cenne dla nas, to było świeżo po wojnie u nich. Historia tego konfliktu bardzo skomplikowana, długa. Gdy słuchaliśmy jej od Serbki, mogliśmy się wczuć i zrozumieć nastroje. Konkluzja była taka, że nikt tam nie był winny i wszyscy tak samo! Oczywiście chodzi mi o konflikt, co do jego rozwiązania, co do wojny – nie ma zrozumienia! A dziś, 20 lat po wojnie, stary most w Mostarze odbudowany, ale emocje tam żyjących nadal żywe i ostrożnie wokół tych tematów trzeba się poruszać. Poza tą ciężką historią Bałkanów już tylko lato, gorące noce, i czy to Serb, czy Chorwat, tak samo pomocny, dobry człowiek.
Za oknem takie byle co. Szaro, buro. Pomyślałam, by dogrzać się wspomnieniami. Zdjęcia najlepiej przywołują wspomnienia, do tego muzyka i już lepiej. Zazwyczaj. Jednak dziś mnie wspomnienia denerwują, bo to nie jest OK, że tu ciągle tak (…..) mało słońca jest! A listopadowa Hiszpania wygląda jak niżej. „Znów gdzieś gramy! Znów gdzieś gnamy
Bo ten świat wciąż jest nieznany
Koleje losu – zmienne, noce – bezsenne, wspomnienia – bezcenne! ”
Uwielbiam tekst, każde słowo, jedno po drugim, hej!
Outside the window gray. I thought to warm my memories. Best photos evoke memories, to the music and better. Typically. However, today the memories annoyed me, because it’s not OK, that there is still so (… ..) little sun is! November in Spain looks like below.
Anglia,Anglia, Anglia. Nostalgia, marzenie o dawnej kolonialnej wielkości i tradycja. Potęgę Anglii widać w Londynie na każdym kroku. Potęgę dawnych czasów, ale tamten czas zawsze będzie miał wpływ na dzisiaj. Nasze kilka dni w Londynie udane nawet ze względu na pogodę. Naprawdę nie padało. Bardzo blisko jest Londyn, taki dostępny. Również z Polski. My startowaliśmy z Athlone. Godzinka i Shannon, następna i Londyn (lotnisko), półtorej godziny, czyli najwięcej czasu zajęło przejechanie autobusem z lotniska do centrum. Wiemy jaki wielki jest Londyn. Kilka lat temu byliśmy w Anglii samochodem, mijaliśmy Londyn z daleka -obwodnicą, mijaliśmy go 2 godziny! By teraz nie tracić czasu na dojazdy, spaliśmy w centrum Londynu. Dużo widzieliśmy, ale nadal za mało.
Nie sposób, nie zatrzymać się przy plantacji dębu korkowego. Intensywnie rdzawe pnie przyciągają wzrok, słońce jeszcze bardziej podkreśla ten cudny kolor. Korek wiadomo do czego potrzebny – do butelki. Trochę też do wystroju wnętrz, coś o tym wiem, bo tak sobie wystroiłam przedpokój w polskim domu. Na usprawiedliwienie napiszę, że to był 1998 rok. Dziś ten korek na ścianie trąci myszką, ale ja tam nie mieszkam, więc mnie nic nie trąci W każdym razie plantacje tego drzewa wyglądają pięknie, ciekawie i niecodziennie dla nas. Dotknęliśmy, powąchaliśmy, postukaliśmy, przytuliliśmy, postaliśmy koło, za i z przodu. Leon podlał własnym moczem, bo akurat taką miał potrzebę. Piękne dęby.
A później mieliśmy łamańca językowego Ząb- zupa zębowa, dąb- zupa dębowa. Z największą radością, ze zdaniem nie radził sobie Leon i ku radości wszystkich.