Wychowaliśmy sobie fotografa i operatora ” El Diablo” kamery 😀
Wychowaliśmy sobie fotografa i operatora ” El Diablo” kamery 😀
Lanzarote to wyspa jednego człowieka, Césara Manrique. Pisałam wcześniej, że do jego osoby wrócę. Zachwyca mnie – po prostu. Architekt, artysta i wizjoner przede wszystkim. Jaskinie oświetlił reflektorami, w strategicznych miejscach postawił restauracje, które często sam zaprojektował. Ogrodził wybrzeże, z którego rozpościera się widok na niewielką wyspę La Graciosa. Z niezwykłą regularnością poustawiał swoje rzeźby i konstrukcje, na rondach i wszędzie tam, gdzie już by można było na chwilę przestać o nim myśleć. Zbudował nawet sztuczny basen przypominający wyglądem rajską lagunę. A po dokonaniu tego wszystkiego, w każdym z interesujących miejsc postawił po kasie biletowej. Geniusz! Zdecydowanie zasłużył on na miano człowieka tej wyspy, miał na nią pomysł i pokazał jak się zarabia.
Tak, te kasy biletowe to nasz jedyny zgrzyt na cudownie rodzinnym wyjeździe, kiedy podjeżdżasz do kasy, prosisz o bilet rodzinny i słyszysz e100 za wstęp. Aż wyskoczyłam z samochodu i głowę włożyłam w okienko kasjera, że my familija jesteśmy i proszę dla familija bilet. Lechu wyciągnął rękę z samochodu z zielonym banknotem a ja hola! nic nie płacić! Trzymam go, nie może być, pomyłka. A później usłyszałam od Lecha coś w stylu cicho babo i wsiadaj do samochodu. Pomyłki nie było, by oglądać dzieła Césara Manrique trzeba zapłacić, a dziecko od 12 roku życia płaci jak dorosły.
Pomyłki nie było, był zgrzyt jak to u nas – regularny jak znak Césara na wyspie i wpisany w nas jak wpisany César w wyspę.
Kiedy już pogodziłam się, że córeczkę moją odzierają z dzieciństwa i ogólnie ochłonęłam, usłyszałam, że jak prosiłam kasjera o bilet rodzinny to wcale słowa proszę nie użyłam i że zapowiadało się na wojenkę, stąd szybka reakcja mojego stróża moralności, spokoju, opanowania i jego słowa w stylu cicho babo.
A córeczka z tylnego siedzenia dołożyła od siebie, że proszę też nie słyszała.
Jeszcze przez jakiś czas byłam na nich wszystkich obrażona, na Leona też, pozgrzytało więc, a potem to już tylko lepiej mogło być.
Ogród z kaktusami to ostatnie dzieło w życiu Césara Manrique, niezwykłe połączenie sztuki architektonicznej z pięknem natury. W ogrodzie, który przypomina zbocza krateru wulkanu, rośnie ponad 10 tys. roślin, a w tym 1400 gatunków kaktusów. Surrealistyczna, wulkaniczna sceneria, wszystko spójne, genialne. Nawet wchodząc do toalety czeka nas miła niespodzianka …Barbapappa Dla miłych teściowych specjalne fotele…Wszystkie kaktusy właściwie coś przypominają hmmmi klamki w drzwiachPani pojechała ze mną, pan został ze swoją przepukliną, lub jak to Hiszpany lubią myśleć – męskością.8 metrowa rzeźba kaktusa przed wejściem … i wyjściem
Jeden jedyny wyższy budynek na Lanzarote. Gran Hotel w stolicy położony przy bardzo długiej promenadzie i piaszczystej plaży z palmami. Poza nim cała wyspa konsekwentnie zabudowana niskimi, maksymalnie dwukondygnacyjnymi (lub cztero w stolicy) zabudowaniami z pomalowanymi na biało tynkami oraz zieloną lub niebieską stolarką. Raz widziałam dom z ciemnym tynkiem i brązowymi okiennicami, a wyspę zjechałam wszerz i wzdłuż. Nie wiem jak się uchował, jak przetrwał, ale bardzo często wyjątek pomaga spostrzec regułę.
O architekcie, któremu Lanzarote tą dyscyplinę zawdzięcza będzie też w innych postach. Musi być o nim więcej, bo to wspaniały artysta César Manrique .
Dzięki niemu mieszkańcy Lanzarote przerzucili się z ubogiego, siermiężnego rolnictwa, na turystykę. Manrique pokazał drogę współczesnym mieszkańcom jego ukochanej wyspy, jak wyjść na prostą, nie niszcząc krajobrazu, a dzięki zachowaniu oryginalnego i spójnego systemu zabudowy, stworzyć niezapomniany klimat wyspy. Był przeciwny ustawianiu tablic reklamowych wychodząc z założenia, że one również szpecą krajobraz. Jego wizja się sprawdza, dla mnie rewelacja!
A oto stolica Lanzarote – Arrecife i jedyny na wyspie wysoki budynek. Cudowna panorama miasta i zachód słońca oglądany z okna restauracji na ostatnim piętrze.