Styczniowy, szybki spacer z propagatorką zdrowego stylu życia. Spacer nie przebiegał bez zakłóceń. Athlone zamiast zasypane śniegiem, zalane w wielu miejscach. Poziom wód bardzo wysoki. Niektóre boczne dróżki zalane, więc zanim jeszcze dojechaliśmy w umówione miejsce musieliśmy zawracać, bo właśnie na takie trafiliśmy. W końcu dotarliśmy i cieszyliśmy się rześkim powietrzem i słońcem tego dnia. Święta już zakończone, Nowy Rok, nowe postanowienia, nowa zdrowa dieta, regularny trening. Rozmowa była wokół tych tematów. Na koniec jeszcze raz spojrzałam na tyłek Ew i tym bardziej jestem zmotywowana!
Słodkie Święta
Pozwoliłam sobie na świąteczne ucztowanie bez ograniczeń. W zeszłym roku też sobie pozwoliłam, i w zeszłym, ale jednak jeszcze jakby trochę się ograniczałam. Teraz już przed świętami powiedziałam p..pewne słowo na p (i z anielskiego na f) się zaczynające i brzydkie, tym bardziej brzydkie, że tak blisko świąt wypowiadane i w ogóle…kobieta tak nie powinna mówić przecie! No więc zapowiedziałam sobie i wkoło, że jem co chcę i ile chcę a nawet więcej. Przecież zawsze można schudnąć… Przecież zawsze lubię, jak Scarlett O’hara mówi „Pomyślę o tym jutro”
Święta, święta
Bóg się rodzi!
Kolejne Święta myślę, jak przeżyć nieco inaczej. Uciec od wszech panującej „Last Christmas”, zakupów i braku przeżywania duchowego. Uciec od nadawanego w k a ż d e Święta Kewina, który sam jest w domu. Z Kewinem poradziliśmy sobie w tym roku, odłączyliśmy się od telewizora na początku listopada. Trochę pomogło. Dzięki temu też, nie widziałam reklamy napoju znanego na całym świecie, świątecznej wersji tej reklamy oczywiście, w której owy napój obowiązkowo stoi na wigilijnym, świątecznym stole. Cudownie wyglądają te 2 litrowe plastikowe butle na stole 😉 A co tam kompot z suszu, czy „Jezuś malusieńki”. Komercyjny świat dyktuje co i jak robić. Zamiast tradycyjnego kompotu – najpodlejszy w składzie napój, zamiast pięknych polskich kolęd – George Michael. Ulegamy wszyscy medialnej nagonce. Trudno od tego uciec jakbyś silny nie był i świadomy, ale bycie świadomym pomaga zatrzymać się na chwilę. Czasem chwila wystarczy, by coś zmienić. Na początek plastikowe butle z wmawianym nam niezbędnym napojem, można pod stół włożyć. Od razu wystrój się poprawi, a jeszcze przestaną zasłaniać biesiadnika.
Niżej trochę świątecznych zdjęć. Możliwe, że będzie więcej wkrótce w ramach zaplanowanego sprzątania dysku. Pozdrawiam serdecznie!
Świateczne gotowanie
Nie lubię gotować to nie znaczy, że nie umiem. Owszem, nie ukrywam, że to nie jest moja największa pasja, ale w zeszłe Święta Bożego Narodzenia u koleżanki ostatnie przygotowania i nagle słyszę – Asia cebulę możesz pokroić w piórka, to tak się kroi, że trzeba cebulę obrać, na pół przekroić…. no i poleciała koleżanka po bandzie 😉 A ja nie lubię tego robić, nie lubię gotować codziennie obiadów i zawsze do tego mogę się przyznać, ale wiem jak się kroi cebulę w piórka. Of course! I mam kilka potraw, które też wiem jak się robi. A pierogi! Ba! Umiem je robić – to pewne. Zresztą na Święta i od Święta gotowanie jest dla mnie OK i wtedy lubię gotować. Lubię smaki z domu mojej Babci. I tej tradycji się trzymam. Pierogi na stole wigilijnym muszą być. Z różnym farszem. Dziadek przepadał za pierogami z ziemniakami. Brzmi nie za bardzo, wiem wiem. Mąka i ziemniaki hmmm? Jak to zjeść? Ale Babcia umiała to zrobić pysznie. Robię i ja. Pierogi to dużo pracy – zrobić farsz, zrobić ciasto i w końcu każdego pieroga osobiście lepić. Ale są takie chwile kiedy jest to przyjemne. Babci pierogi były pyszne. Kiedyś zauważyliśmy, że są inne, ciasto było twarde. Babcia nie miała już siły dobrze wyrobić ciasta. Dziadkowi to już nie przeszkadzało. Dla niego do końca robiła mięciutkie. A wkrótce i ona odeszła.
Od małego siedziałam przy stole, gdy Babcia gotowała. Gadałyśmy sobie. Podjadałam uszka przed Wigilią, które były schowane w piecu, cały czas ciepłe,nie gorące, a takie akurat – hop do buzi. Zawsze miałam u Babci fory i mogłam je podjadać. Na jutro ulepiłam 95 uszek! Ha! 10 pierogów z ziemniakami, 35 pierogów z kapustą i grzybami, 70 ruskich pierogów.
Pod choinką
Rok temu – Wigilia. Słońce w zenicie, a moje dzieci zwarte i gotowe czekają na pierwszą gwiazdkę. Cały czas przy choince się kręcą. Pod choinką prezenty. Już wiedzą, że na pewno coś dostaną wieczorem, ale nie wiedzą jeszcze co. Pukają w pakunki, podnoszą, wąchają, oceniają na podstawie wagi, odgłosu. Zabawa do wieczora. Do pierwszej gwiazdki.
Christmas windows shopping Athlone
Choinka
Racuchy drożdżowe z jabłkami
Raczej bardzo kaloryczne, co mi przeszkadza, ale nie tak bardzo, by nie wchłonąć kilku cieplutkich, pulchniutkich, mniam mniam racuszków. Sobota podła pogodowo, nadal szaro, buro i nijako plus wichura i deszcz. Z tej rozpaczy osłodziliśmy ją sobie racuchami. Wyszły wspaniałe, pyszne, takie akurat! Przepis z internetu, trochę zmodyfikowany przeze mnie, bo ja nie lubię za długo czekać, mieszać i się rozczulać nad miską.
Najpierw składnikiMąkę wrzuciłam do miski, posoliłam, zrobiłam dołek, pokruszyłam drożdże, na drożdże nasypałam łyżkę cukru, wlałam 1,5 szklanki ciepłego mleka, zamieszałam w tym dołku, przykryłam ściereczką, zostawiłam na 15 minut.Po tym czasie drożdże zaczęły pracować, wbiłam jajko i wszystko wymieszałam. Przykryłam znów ściereczką i przygotowałam jabłka. Kilka jabłek obrałam i pokroiłam. Pokrojone jabłka wrzuciłam do miski z ciastem, zamieszałam i smażyłam na patelni.Skórki od jabłek zjadłam, ogonki do kompostownika.Ekologia i ekonomia w jednym. Tak lubię 😉 A oto link do przepisu, jakby ktoś chciał dokładniej i z większym namaszczeniem swoje racuszki robić: http://www.mojewypieki.com/przepis/racuchy-drozdzowe
Trzynastego w piątek
…wszystko zdarzyć się może, ale od początku. W zabobony nie wierzę, przesądy i inne gusła. Przynajmniej tak zawsze mówię głośno. Nie wierzę! Jednak jak ma być trzynasty i wypada w piątek przypomina mi się moja 6 klasa podstawówki. Był właśnie piątek trzynastego i na matematyce okazało się, że nie mam ekierki, nie miałam też cyrkla tego dnia, a to geometria była. Pani od matematyki nie wytrzymała i wstawiła mi dwóję. Następnie zawołała mnie do tablicy i miałam zadanie zrobić. Zadania nie chciałam zrobić, bo już dostałam dwóję przed chwilą. Pani znów nie wytrzymała i postawiła mi drugą dwóję. Co było dalej dokładnie nie pamiętam, ale później dostałam jeszcze do dzienniczka uwagę i wezwanie do szkoły dla mojej mamy. Wydaje mi się, że trochę napyskowałam wtedy. Mama w szkole była, nauczycielka zastanawiała się co się ze mną stało, z kim na głowy się zamieniłam (to było jej powiedzonko ulubione i używała zawsze jak dobry uczeń dostawał słabszą ocenę) Co się stało? Co się stało? Mama wiedziała co się stało – cycki jej rosną – to się stało! Później już często słyszałam, że przez te cycki, co mi rosną jestem bardzo pyskata i zbuntowana. Od tamtego czasu piątek trzynastego mam jakoś z tyłu głowy. Dziś piątek trzynastego pechowy czy nie? Zgubiłam portfel przed sklepem komputerowym ( chłopakom ze sklepu bardzo dziękuję za pomoc, udostępnienie nagrań z kamery ) Kiedy się zorientowałam, że go nie mam, nie mogłam wrócić do sklepu, bo Leona odbierałam ze szkoły. Odebrałam Leona. Leon idzie z prezentem od Mikołaja, bo dziś w szkole mieli wycieczkę i Mikołaja i takie tam. Niesie ten pakunek, worek taki i nagle rękę do góry z tym workiem i łup mi w twarz. A w worku były drewniane puzle w drewnianym pudełku. Oj bolało. Pojechaliśmy do sklepu, portfela nie ma, ale na nagraniu z kamery widać jak mi wypada na ulicę, gdy wsiadam do samochodu. I leży sobie. Leży, leży, oglądamy sobie ten filmik, nikt go nie chce podnieść, a już muszę jechać, bo Majkę teraz trzeba ze szkoły odebrać. No, w końcu ktoś go podniósł…i poszedł z moim portfelem. Prawo jazdy, dowód, gotówka i karty męża, bo akurat miał dobry humor i mi je udostępnił 😉 Jeszcze talony świąteczne do Dunnsa Oj nie będzie Świąt, nie będzie prezentów, a na pewno już ja nic nie dostanę. Podły miałam humor. Zdążyłam odebrać Majkę ze szkoły, wróciliśmy do domu. I oto Leon podaje mi z radością liścik ze skrzynki. Podawanie poczty to jego pasja, zawsze pierwszy jest przy drzwiach i ma ambicję,by każdy list przeszedł przez jego ręce. I tym razem mi Leon podał najmilszy liścik od dawna. Znalazłem twój portfel, zadzwoń.John. Cieszyłam się jak dziecko. No i czy ten piątek trzynastego dziś jest pechowy czy szczęśliwy dla mnie? Na wszelki wypadek fajnie, że już się skończył 😉
Noc polarna
Irlandia to czy Islandia???? Słońca nie widziałam już dawno. Ciemność od świtu. Trudno stwierdzić, kiedy świt, kiedy zmrok. Warstwa chmur nad Athlone, poza nimi nic! Przez te chmury mamy jak dziś, 15 C w środku grudnia. Ciepło i ciemno. Ta ciemność jest okropna. Szaro, buro i nijako. Wiedziałam, że do zdjęć z lata jeszcze wrócę, przynajmniej lato tego roku w Irlandii było.
Idą Święta
Mikołaj już tu był
Od tygodnia wstaję i kładę się do łóżka ze zdaniem na ustach „Uważajcie, bo Mikołaj widzi” Zdanie jak magiczne zaklęcie działa i robi dobrą robotę. Rano jest ubierajcie się szybciej, bo Mikołaj widzi, później jedzcie śniadanie , bo Mikołaj widzi. Ze śniadaniem ciężko jak zawsze, żują żują, to jeszcze przypominam, że widzi i notuje. Po śniadaniu – zęby umyte? bo Mikołaj widzi. Później obiad, odrabianie lekcji ….cały dzień Mikołaj widzi. A rozrzucone ciuchy jak widzi, a próby przepychanek i słownych docinek. Mikołaj widzi wszystko, a moje dzieci zdeterminowane, by widział jakie są grzeczne. I trzymają się dzielnie cały tydzień, a dziś wieczorem to już apogeum dobrego zachowania i wzajemnej miłości było. I poszły spać z tą miłością na twarzy, a że Mikołaj u nas zawsze pod poduchy prezenty przynosi, to pewnie dlatego Leon śpi na dwóch poduszkach dzisiaj.
O fotografowaniu IV
W 1998 wyjechałam z Wrocławia. Z bólem. Nie była to moja suwerenna decyzja. To raczej był zbieg różnych okoliczności, możliwości, decyzji i niepodjętych decyzji. Myślę, że wyjechałam, bo wyjechać chciał Lech. Zawsze powtarzał, że wrócimy w nasze rodzinne strony. I wróciliśmy. W Lubuskie.
Zdjęć nie robiłam nadal. Po pierwsze, miałam w głowie nasz ślub, przygotowania itd itp. Z perspektywy czasu śmieszą mnie te wielkie przygotowania do ślubu, ale wtedy było to ważne dla mnie. Po ślubie, moim największym hobby był dom, wystrój wnętrz, dekoracje, duperelki, zasłony i kafelki. To pochłaniało cały mój dostępny czas. Poza tym aparat (najgorsza z najgorszych chińska małpka) gdzieś się zapodział w czasie przeprowadzki. Przeprowadzaliśmy się z Wrocławia naszym pierwszym samochodem, fioletowym maluchem, który nabyliśmy po atrakcyjnej cenie we Wrocławiu w 1997 roku. Dlaczego cena była atrakcyjna, można się łatwo zorientować, kojarząc datę 1997 i Wrocław. Nie miałam więc aparatu, czasu na zdjęcia, ani potrzeby ich robienia…… aż tu URODZIŁA SIĘ MAJA!!!!! ♥ cdn….
Autoportret w Sewilli.
Chanel No. 5
Kupiłam sobie czasopismo kobiece. Artykuły w tym czasopiśmie podobały mi się kiedyś, dawno. Z pasją czytałam. I cały miesiąc czekałam na nowy numer. Wszystko, co tam wtedy przeczytałam wydawało mi się takie nowoczesne, każda strona była powiewem wielkiego świata, nieosiągalnego dla mnie. Mieszkałam w miasteczku i ogarniałam jego 26 tysięcy mieszkańców. Wszystko było znane, zwykłe, kilka razy odwiedzone, stare i zaściankowe. A co miesiąc czytałam o innej modzie niż ta, którą widziałam na moich ulicach, o centrach handlowych, które zaczęły powstawać tam, a jeszcze długo, długo nie było ich u mnie, o innych kobietach, niezależnych i samowystarczalnych…….. Zmieniło się, kiedy wyjechałam do Wrocławia. Dużego miasta, z klubami, koncertami, kinami i wciąż nowymi twarzami na mieście. Kiedy stałam się częścią takiego świata, przestałam mieć na jego punkcie obsesję. I w końcu mogłam przestać chłonąć bezkrytycznie wszystko to, co wchłonął papier w warszawskiej drukarni. Najpierw zauważyłam partykularny charakter pisma, artykuły zaczęły mnie drażnić. Dziś jeśli czytam, to tylko by się przekonać, że nic się nie zmieniło. A dlaczego w ogóle zaglądam?? Szata graficzna mnie uwodzi, zawsze mnie uwodziła, artykuły o modzie, nowinki kosmetyczne, zdjęcia produktów – tak, to lubię……A cała ta ideologia gender – do śmieci.