Tradycji stało się zadość! W lany poniedziałek zmokliśmy jak trzeba. Tak, to ta chmurka co na zdjęciu z lewej. Podlała nasze panny, pannę Zuzę i pannę Maję, ale jeszcze wydawać ich nie chcemy. Podlała nas wszystkich i jak to w Irlandii jest, poszła sobie. Zaświeciło słońce.
Zwiedziliśmy zamek w Roscommon. Zamek to za dużo powiedziane – ruiny, ale jak sobie wyobrazisz to wszystko, co się tam mogło dziać w Średniowieczu jest bardzo ciekawie.
Roscommon Castle to jeden z największych zabytków architektonicznych Irlandii. Zamek został wybudowany w XIII wieku przez Normanów na terenie zarekwirowanego przez Anglików opactwa dominikańskiego. Było to pierwsze sto lat angielskiej obecności w Irlandii. Anglo-Normanowie budowali, a Irlandczycy starali się w tym przeszkadzać, więc zamek przechodził z rąk do rąk. Dwukrotnie był zdobywany przez Irlandczyków. Ostatecznie zniszczony w czasach najazdu Cromwella (1690). Tego samego co i Polsce się „przysłużył”. Katolicyzm Polski mu przeszkadzał, hmmm jakie to wciąż aktualne zagadnienie.
Zamek jest otoczony ze wszystkich stron murami i prowadzi do niego tylko jedna brama, jak przystało na średniowieczną architekturę obronną. W każdym z czterech rogów stoją masywne okrągłe baszty. Cały środek ruin zajmuje ogromny dziedziniec. Cicho tu, zacisznie i spokojnie, a tak zacisznie, że aż spłoszyliśmy parę młodziaków z kąta przez przypadek naszego zwiedzania. Ale! „Co się odwlecze, to nie uciecze” 😉