Nie lubię gotować to nie znaczy, że nie umiem. Owszem, nie ukrywam, że to nie jest moja największa pasja, ale w zeszłe Święta Bożego Narodzenia u koleżanki ostatnie przygotowania i nagle słyszę – Asia cebulę możesz pokroić w piórka, to tak się kroi, że trzeba cebulę obrać, na pół przekroić…. no i poleciała koleżanka po bandzie 😉 A ja nie lubię tego robić, nie lubię gotować codziennie obiadów i zawsze do tego mogę się przyznać, ale wiem jak się kroi cebulę w piórka. Of course! I mam kilka potraw, które też wiem jak się robi. A pierogi! Ba! Umiem je robić – to pewne. Zresztą na Święta i od Święta gotowanie jest dla mnie OK i wtedy lubię gotować. Lubię smaki z domu mojej Babci. I tej tradycji się trzymam. Pierogi na stole wigilijnym muszą być. Z różnym farszem. Dziadek przepadał za pierogami z ziemniakami. Brzmi nie za bardzo, wiem wiem. Mąka i ziemniaki hmmm? Jak to zjeść? Ale Babcia umiała to zrobić pysznie. Robię i ja. Pierogi to dużo pracy – zrobić farsz, zrobić ciasto i w końcu każdego pieroga osobiście lepić. Ale są takie chwile kiedy jest to przyjemne. Babci pierogi były pyszne. Kiedyś zauważyliśmy, że są inne, ciasto było twarde. Babcia nie miała już siły dobrze wyrobić ciasta. Dziadkowi to już nie przeszkadzało. Dla niego do końca robiła mięciutkie. A wkrótce i ona odeszła.
Od małego siedziałam przy stole, gdy Babcia gotowała. Gadałyśmy sobie. Podjadałam uszka przed Wigilią, które były schowane w piecu, cały czas ciepłe,nie gorące, a takie akurat – hop do buzi. Zawsze miałam u Babci fory i mogłam je podjadać. Na jutro ulepiłam 95 uszek! Ha! 10 pierogów z ziemniakami, 35 pierogów z kapustą i grzybami, 70 ruskich pierogów.