Uczeń Leon

O co  chodzi  Leonowi  to  ja  nie  wiem, ale się  domyślam.   Zadowolony ze  szkoły  wychodzi, zadowolony opowiada  co  robił, klaska śpiewa  i  rysuje, zadowolony  i  w  podskokach rano  wstaje i  ubiera  się  w  mundurek, idzie  zadowolony, a jak  już  jest w  klasie  nie  chce  mnie  puścić. Było tak  też  przez  chwilę  w przedszkolu  –  wtedy  trzymał  moją  nogę  i  nie  puszczał  – teraz  też  mnie  trzyma,   a  dziś  nawet  musiała  go  trzymac  pani,  bo uciekał z  płaczem. Nie wiem  o co  mu  chodzi,   ale  może o prezenty, bo  pierwszy  raz  gdy  tylko  trochę  zaczął  marudzić  powiedziałam –   Zostań w  szkole  fajnie  będzie,  a  jak  przyjdę  po  Ciebie  pojedziemy  na  zakupy  i  Ci  kupię  kinder niespodziankę.   Na drugi dzień  marudził  bardziej  i  sam  zapytał  czy  pojedziemy  do  miasta  i  kupię  mu  naklejki. Trzeci raz  znów  marudził  i  znów chciał  więcej  naklejek. A dziś  zrobił  ostry  płacz i po  szkole  pojechaliśmy  po  nowy  zestawik  Lego.  To co  robię  na  pewno  nie  jest  wychowawcze. Rozpuściłam  go  jak  dziadowski  bicz!

Przywitanie wszystkich nowych ucznów  w gazecie.DSC_8389-Editm DSC_8394-Editm DSC_8380-Edit.jpgm

 

W malinowym chruśniaku…

… bylismy wczoraj prawie. Właściwie to  jeżyny  były ale  tak  samo  ” Palce miałaś naoślep skrwawione ich sokiem”

Słowa znanej  chyba  wszystkim  piosenki tak  mocno erotyczne, piękne, klasyka jak i  cały Marek  Grechuta. Artysta!   http://www.youtube.com/watch?v=87yKizyE2WQ  posłuchajcie  -można  się zapomnieć  😉DSC_8474-Editm DSC_8437-Editm DSC_8476-Edit-2_edytowany-1m DSC_8442-Editm DSC_8446-Editm DSC_8434-Editm Bez-nazwy-6m DSC_8425-Edit-3m

Flaki

 

BEZMYŚLNOŚĆ by nie napisać  głupota, zwłaszcza że to o mnie chodzi. Był miły wieczór, spotkanie na pogaduchy w miłym towarzystwie. Jako PANI DOMU czułam się spełniona -sernik mi  wyszedł i zostałam za niego pochwalona. Śledziki też smakowały (wyciągnięte ze słoika ale ciiiii) i krokiety. Krokiety to ja potrafię zrobić. Sama od A do Z. I nawet moje dzieci je jedzą. A na późniejszą godzinę miałam zaplanowane FLAKI.  W końcu udałam się do kuchni, by je podgrzać. Odurzona zapachem (bo tak bardzo  lubię flaki) jeszcze chciałam je lepiej przedstawić. Goście nie  byli Polakami więc prześlicznie wyrecytowałam nazwę potrawy F L A K I . Wtedy usłyszałam dodatkowe pytania, na które z radością odpowiadałam. Tak flaki, no ze świni są flaki a czasem  z krowy też,  tak  dokładnie nie wiem ale jakoś z  środka świni pochodzą te flaki (przyznaję się, że w kuchni jestem ignorantką)  Spojrzałam jeszcze na etykietkę na  słoiku (jak wspomniałam ja  je tylko podgrzewałam) i oznajmiłam dumnie, że nasze flaki dziś będą wołowo-wieprzowe. I nadal szczęśliwa i dumna z siebie i uradowana, że zaraz oto  będziemy jedli pyszne flaki podałam je. Teraz jak wspominam tamtą chwilę widzę strach w oczach gości  ale wtedy nadal go nie widziałam. Nadal byłam przeszczęśliwa i z wielkim apetytem zjadłam FLAKI. Goście nie dali rady.DSC_8288-Editm DSC_8283-Editm Bez-nazwy-1fm

Odwieczne dylematy

Leon zaczął szkołę, ale ja  go widzę wciąż takiego  małego.  Ciągle u mnie to niezdecydowanie – poszedł do  szkoły -jak fajnie -coraz bardziej  samodzielny, coraz mniej  mnie potrzebuje. Za chwilę – ahhh to już nigdy nie  wróci, już nigdy nie  będzie miał 15 miesięcy.  Ja też  już nigdy  nie  będę miała tyle lat, ile  miałam gdy on miał 15 miesięcy. A gdyby można  było cofnąć czas -jeden raz -jedna szansa dla  każdego, do wykorzystania lub  nie. Ostatecznie  nie  wiem  czy  bym skorzystała. Coś można by było naprawić, ale po drodze  dużo  stracić. Dzieci moje mogłyby mieć nie taki kolor oczu  jak mają.  Za duże ryzyko. Nawet  tego nie chciałabym zaryzykować, bo kocham ich błękitne  oczy.DSCF4021-Editm

Pierwszy dzień Leona w szkole

Pierwszy dzień Leona w szkole zachwycająco udany – Leon chce szkoły więcej i więcej  i my też  dla niego (i dla nas)  tego chcemy  :) Majki pierwszy dzień był podobny -tak samo była zadowolona -różnica jest  jednak taka, że Maja zazwyczaj  jest  zadowolona  a Leon zazwyczaj  NIE. Ale tym razem był i nadal go  trzyma – pogwizduje sobie, podśpiewuje i obsesyjnie wszystko robi sam – rozpiął guziki  szkolnej  koszuli  i przebrał się w inną nieszkolną koszulę i zapiął guziki -zadanie utrudnione tym bardziej, że  koszulę  ubrał na  lewą  stronę.   Poranek wyglądał  dziś  jak na  zdjęciach  niżej.  Podobnie  będzie  wyglądał przez następne  lata.  Pobudka, mundurek, śniadanko, ząbki i do szkoły.          Jak mnie to  cieszy 😀

DSC_8071-Editm Bez-nazwy-1m DSC_8094-EditmBez-nazwy-2m DSC_8106-Editm DSC_8083-Edit Bez-nazwy-3mDSC_8124-Edit-2mDSC_8125-EditmDSC_8159-Editm

Rozluźnienie

Jak sobie wypiję to mam taką lekkość pisania – tzn  nie wiem jak to wychodzi w odbiorze ale na pewno pisać mi się CHCE więcej i więcej . Ale się cenzuruję. Miałam takie  założenie zaczynając pisać tutaj, zero pisana o moich jedynie słusznych poglądach na wszystko !!!! Ale czasem mam ochotę!  „Niestety”  moje poglądy nie są ani poprawne politycznie, ani modne więc i też  niepopularne. Nadal chcę i będę mówić mąż czy żona zamiast  partner albo mama i tata zamiast rodzic A i rodzic B.

A teraz mąż uzupełnił moją lampkę wina więc się pożegnam grzecznie, bo później może być za późno na uprzejmości.DSC_7486-Edit_b-m

O fotografowaniu I

Czyli dlaczego mam tyle zdjęć, że ciężko będzie kiedykolwiek, komukolwiek to obejrzeć. Bo lubię!  Lubię robić, mieć, oglądać, przeżywać chwile jeszcze raz  – od zawsze – od kiedy pamiętam.  A pamiętam to tak.

Dawno, dawno temu byłam prowadzana do fotografa. Na pół roczku, bo taka silna byłam i  tak pięknie stałam jak mnie postawili. Do tej pory mam mocne nogi 😉  Na roczek, bo dmuchałam świeczkę na torcie i miałam piękną sukienkę. W 1974 roku piękna sukienka to sukces całej rodziny.  Ciocia załatwiła materiał, inna Ciocia uszyła.  Inna opcja to sukienka dla Asi przywieziona z NRD – istny szał !

Później urodziła się kuzynka i ona też miała pół roczku i roczek itd… i ją też prowadzali do fotografa, a mnie stawiali obok.
Jeszcze później urodziła się moja siostra. I wszystko od nowa,  tylko fotograf miał więcej  twarzy na zdjęciu do retuszowania. Następnie moja Komunia.  Do fotografa idziemy wszyscy, ja w roli głównej i znów  w sukience, z której dumna była połowa rodziny. Materiał udało się załatwić śnieżnobiały, a inne dziewczynki miały „tylko” kremowy.  Do tego wszystkiego miałam gromnicę z białego wosku, przywiezioną  ze stolicy województwa przez inną Ciocię. Wszyscy inni mieli gromnice „tylko” z żółtego wosku. Jak się okazuje, biel była bardzo pożądana i trudno dostępna w latach 80-tych 😉 Pamiętam doskonale westchnienia zadowolenia jak to Asia pięknie wygląda w tej białej sukni, białej, prawdziwie białej, takiej śnieżno-białej. Śmieszne to i powinno być nieważne, ale może to kwestia czasów. Zdobywanie i walka o produkty. W każdym razie cieszyli się wszyscy i podziwiali i dobrze to pamiętam, więc może warto było. 😀

Wracam do tematu, bo jak zwykle jestem już gdzieś daleko. Sukienki oczywiście, ahhh.

Po Komunii okazało się, że dostałam piękne prezenty w postaci gotówki głównie, aż za dużo, jak na moje potrzeby wtedy, ale nie dostałam aparatu. Ale!!!  Aparat dostała moja koleżanka z klasy – Dorota i zrobiłyśmy interes. Myślałam, że pieniądze z Komunii są naprawdę moje i wzięłam część z tajemnego schowka mamy.  Zapłaciłam za aparat i już go miałam. Później się okazało, że nie wolno mi było ruszać tych pieniędzy i była draka!  Ale aparat został. To była moja pierwsza Smiena 8M.   Wtedy zaczęło się robienie zdjęć. Na kliszę składałyśmy się w klasie z dziewczynami , które chciały być obecne na moich zdjęciach, na wywołanie też się składałyśmy. Oczekiwanie na zdjęcia, chodzenie do fotografa, czy już nasze zdjęcia gotowe, czy już się suszą. To była magia kliszy. Wtedy też pierwsze warsztaty u fotografa z retuszowania miałam. Byłam zafascynowana. I tak na Smienie  i czarno-białych kliszach  do końca podstawówki jechałam … cdn _DSC1868-Edit-2j _DSC1867-Editmj60845361_smena8_60422

 

O tym jak to Hiszpany fieste miały

Wstaliśmy skoro świt, bo plany były ambitne na ten dzień (z tym świtem trochę przesadziłam, ale było rano)  Dojechaliśmy do miejsca, z którego startowaliśmy na Pico Gallinero. A tam już wesoło!!!  Widać jakieś wielkie przygotowania  do wielkiej imprezy. Będzie FIESTA. Żarło się robi, właśnie rozpalają ogień, stoły czekają na gości.
Ale to dopiero przygotowania – świnki jeszcze różowiutkie, ludzie dopiero będą za jakiś czas. Jak wejdą i zejdą z góry -tak myślałam. Dało mi to takiej energii, że już szybko chciałam wejść i zejść akurat na upieczoną  w sam raz świnkę . Jeszcze trochę pokręciliśmy się na dole,  trochę ludzi zaczęło przybywać, w końcu wyruszyliśmy. Szliśmy szliśmy. Nasz król w sandałkach, jak widać na zdjęciach, czyli chodzić za wiele nie miał zamiaru. Nosidełko przygotowane na każdą pogodę -tutaj na wielkie upały -daszek chroni naszego króla od słońca jak tylko sobie tego życzy , po bokach w nosidełku a zaraz pod ręką Leona  butelki z wodą,  więc  co chwilę  mógł  sobie uzupełnić  płyny. Jeszcze  w innej kieszonce ciasteczka – wiec i przekąsić  mógł kiedy chciał. A wszystko to dzieje się na plecach ojca. Cały ten relaks Leona.  Ale idziemy dalej. Widoki jakie są każdy widzi, gorąco jest niesamowicie,rozebraliśmy się trochę, u góry zrobiło się zimno -ubraliśmy się. Było bosko, cudownie. Jesteśmy zrypani zrypani. Teraz schodzimy -ciężko się schodzi  ale jak już sobie na dole klapniemy jak sobie świniaka zamówimy , piwko, FIESTA!!!!  Z góry widzimy już całą masę ludzi, nie widziałam aż tylu na szlaku a tym bardziej by mnie dwa razy mijali. Zbliżamy się, podchodzimy  do budek i widzę wielkie michy – takie metalowe wielkie michy pełne gnatów – kości – jakiejś podpalonej skóry. Same wielkie michy pełne  obgryzionych do szpiku kości… Czyli wszyscy przyszli od razu świętować …u podnóża góry.

_DSC1205-Editm _DSC1210-Editm _DSC1218-Editm _DSC1219-Editm Bez-nazwy-1m _DSC1223-Editm _DSC1474-Editm _DSC1348-Edit-3m czasem-jestem--u--gory-Editm _DSC1255-Editm _DSC1250-Editm _DSC1290-Editm _DSC1302-Editm _DSC1486-Editm _DSC1318-Editm _DSC1368-Editm _DSC1385-Editm karmienie-nszych--ptaszków-Edit-mm _DSC1357-Editm _DSC1446-Editm _DSC1340a-Editm _DSC1466-Editm _DSC1439-Editm _DSC1323-Editm _DSC1348-Editm

Cerler

Cerler – nasza baza wypadowa w Pireneje. Miasteczko tak malutkie, ale bardzo, bardzo Hiszpańskie. Wystarczyło kilka uliczek, by poczuć klimat codziennej, gorącej latem Hiszpani. Położone w Centralnych Pirenejach z ich najwyższym szczytem Aneto  3404m n.p.m.  w masywie  Maladeta.
_DSC1124-Edit-m _DSC1139-Editm _DSC1167-Editm _DSC1153-Editm _DSC1193-Editm _DSC1126-Editm _DSC1649-Editm

One cent

Po południu Leon usnął w samochodzie – był więc wyspany tego dnia i po 22 jeszcze zbuntowany by iść do łóżka. Poszedł owszem, ale po chwili przychodzi Maja i opowiada o tym, co opowiedział z kolei jej on. A on powiedział Mai, że połknął pieniążka, ale nie powie mamie i tacie tylko jej. Nasza mądra córka oczywiście wiedziała, że powiedzieć trzeba! Najpierw  uświadomiła brata, że teraz  lekarz nożem rozetnie mu brzuch,  by wyciągnąć pieniążka. Leon był tym mocnym opisem przekonany, bo szedł za Mają pogodzony, że zaraz o wszystkim się dowiemy. A ryczał jak to on potrafi – GŁOŚNO!!!  A teraz zaczęliśmy ustalać fakty.  Dużo było naszych pytań i jego odpowiedzi. Zostało ustalone. Pieniążka połknął ! Jeszcze zapytałam  Dlaczego WKŁADAŁEŚ w ogóle pieniążka do buzi??????  PO TO, BO CHCIAŁEM PILNOWAĆ JEGO .

Bez-nazwy-2-mDSC_3069-EditmDSC_3067-Edit_edytowany-1-mDSC_3088-Edit_edytowany-1-m